Cukiernia Starowicz
  • Cukiernia
  • Ciasta
  • Dzwon Zygmunta
  • Królowa Bona
  • Torty
  • Lody
  • Lokalizacja
Nasza cukiernia regularnie otrzymuje wyróżnienia (łącznie z tymi najwyższymi) w corocznych rankingach na najlepsze wyroby cukiernicze w Krakowie. Wysoko cenimy naszą konkurencje, tym bardziej jednak motywuje nas to do utrzymywania niezmiennie wysokiego poziomu naszych wypieków i wyrobów aby w następnych rankingach znajdować się zawsze w czołówce zestawienia...
2013  .::.  Wyjątkowy Produkt Kulinarny
2011  .::.  Najlepszy Mazurek Wielkanocny
2010  .::.  Najlepsze pączki w Krakowie
2010  .::.  Najlepsze lody w Krakowie


KUCHNIA, Magazyn dla smakoszy (nr 8 2011)

Picture
CUKIERNIA STAROWICZÓW JEST JAK KULINARNE ECHO KRAKOWA. NAZWA KAŻDEGO CIASTKA ODNOSI SIĘ DO JAKIEJŚ HISTORII ZWIĄZANEJ Z ŻYCIEM MIASTA. NIEKTÓRE Z NICH NA STAŁE WPISAŁY SIĘ JUŻ W KRAJOBRAZ MAŁOPOLSKIEJ STOLICY. NA PRZYKŁAD DZWON ZYGMUNTA. A OPOWIEŚĆ O NIM ZACZYNA SIĘ OD PEWNEJ KOLEJKI...

Jak wszędzie, tak i w cukierni potrzeba jest matką wynalazku - To był czas, kiedy dużo się mówiło o ciastku Zygmuntówka - nowym cukierniczym symbolu Warszawy. No i u mnie stoi kolejka, a jakiś klient mówi: "Wstyd, Warszawa ma swoją zygmuntówkę, a my?" - opowiada Andrzej Starowicz, właściciel cukierni. - Myślę sobie, co tu zrobić? Ludzie patrzą... Biegnę na zaplecze, akurat miałem gotowych kilka kremów, i ze swoim współpracownikiem robię na szybko ciastko: Dzwon Zygmunta. Czekolada, wiśnie i bita śmietana! Przygotowany naprędce łakoć zaniesiono klientowi, zaś w kolejce rozległ się szmer podziwu.Traf chciał, że stał w niej również pewien dziennikarz. Następnego dnia poprosił o przygotowanie kilku takich samych dzwonów. Gdy krakowianie się o nich zwiedzieli, zaczęli próbować i pokochali. Dziś dzwon należy do najpopularniejszych ciastek tej cukierni. Spód to beza robiona  na miodzie.

Do tego krem czekoladowy- na wiejskich jajach ubijanych na parze, z odrobiną masła (do swoich wyrobów pan Starowicz używa wyłącznie masła). Wewnątrz dzwonu jest -jak mówi twórca - „silne serce”, czyli wiśnia moczona w miodzie i spirytusie. Wszystko przykrywa bita śmietana, obsypana prażonymi wiórkami migdałowymi.

CUKIERNIA POD ŁAKOMYM ANIOŁEM
Jakość wyrobów cukierni na Stradomiu docenili i mieszkańcy, i krytycy. W corocznych rankingach na najlepsze wyroby cukiernicze Starowicz ciagle jest W czołówce. W 2010 r. cukiernia wygrała konkurs na najlepsze paczki W mieście, organizowany od lat przez "Gazetę W/yborczą", podobnie zresztą jak i inny ranking - „Gazety Krakowskiej” na najlepsze lody W Krakowie. Te lody właśnie to fundament działania cukierni. Założona w 1951 r. przez rodziców Andrzeja Starowicza, na początku zajmowała się wyrobem karmelków. - Mama miała głowę do biznesu, tato miał innowacyjne pomysly. Wymyślił na przykład „cukierki strzępione”, czyli pakowane W kolorowe celofaniki z postrzępionymi zakończeniami. Klienci je uwielbiali. Rodzice produkowali też słynne  pingwinki, czyli lody na patyku.Te lody znali Wszyscy kibice na stadionach i bywalcy festynów. Lody do dziś wyrabia się u Starowicza domową metodą. Bez chemii. Borówkowe - z prawdziwymi borówkami (czyli po niekrakowsku - czarnymi jagodami), bakaliowe - pełne orzechów i rodzynek, waniliowe - z widocznymi ziarenkami wanilii, i kawowe - bardzo esencjonalne. Wszystko na prawdziwym mleku i wiejskich jajach. Tylko naturalne składniki. Nie bez powodu w witrynie cukierni zobaczymy kolorowe anioły jedzące lody. Po prostu raj!

GOŚCIE, GOŚCIE
Podobno szczególną słabość do adresu Stradomska 7 mają krakowianki. Wpadają tu - jak niektóre mówią - na „maziste”, czyli ciastka ze słodkim, lekkim kremem. Starowicz pamięta i rozpoznaje swoich gości. Nierzadko zna ich po imieniu. - Ten pan to Francuz, ale dobrze mówi po polsku. Odwiedza nas codziennie. Tamta pani też jest tu często, zazwyczaj się śpieszy. Bywają też znani artyści, lekarze, politycy. Cukiernia Starowicza to prawie instytucja. I prawdziwie rodzinny biznes z tradycjami. Są tu pracownicy z 25-letnim stażem! Ciągle ci sami. Słodkości robią praktycznie na pamięć. A pamięć w Krakowie to ceniona wartość. Pamięć o tym, co stare i sprawdzone. - Jak słodkie receptury rodziny Starowiczów. - Kiedyś wpadł do nas świętej pamięci profesor Zin. Widzi - tort francuski. No i pyta mnie, czemu francuski, a nie polski? Co to polskich nazw nie mamy? No to ja na takie dictum mówię: „Panie profesorze, to dla pana od dzisiaj będzie Stradom”. I tak już zostało! - wspomina właściciel.
Kuchnia,
tekst: Dorota Dardzińska, zdjęcia: Krzysztof Karolczyk

MAKARONIKI STRADOMSKIE
10 dag białego makaronu,
10 dag orzechów włoskich, 25 dag cukru,
1 białko. Mieszamy mak, cukier
i orzech. Mielemy dwa razy
w maszynce  z sitkiem o drobnych oczkach. Dodajemy białko
i mieszamy, po czym w kąpieli wodnej podgrzewamy do
temperatury 50 stopni C.
Studzimy masę i nakładamy do papierowej tutki lub rękawa cukierniczego.
Wyciskamy okrągłe ciasteczka

na blachę wysmarowaną masłem
lub przykrytą pergaminem.
Pieczemy w 200 stopniach C
przez 20 minut aż ciastka się przyrumienią. Makaroniki
po wystudzeniu można złożyć
ze sobą po dwa, przekładając marmoladą różaną.



"W cukierni dostaniecie drożdżówki
z serem, jabłkami, wiśniami
lub masą kakaową. Są też tarty, jagodzianki i bułeczki z różą.
Na tych stronach prezentujemy
zdrowe i smaczne polskie
jedzenie, produkowane porządnie, uczciwie, bez chemii.

Słowem - ekologicznie.
To specjały, które nam smakowały,
i które z czystym sumieniem chcemy Państwu polecić..."
Picture
PAJA MALINOWA
Kruche ciasto:

50 dag mąki, 25 dag masła,
7 łyżek mleka, 4 łyżki oleju, 1 jajko,
1 opakowanie (5 g) proszku do pieczenia,
1 opakowanie (8 g) cukru waniliowego.
Masa malinowa:
30 dag malin (świeżych lub mrożonych),
1 torebka kisielu, malinowego.
Piana malinowa:
3 białka,  1 szklanka cukru, 10 dag
mielonych migdałów.
Robimy ciasto:

mąkę przesiewamy, dodajemy resztę
składników i zagniatamy. Formujemy kulę
i wkładamy do lodówki na pół godziny.
Rozwałkowujemy ciasto i wykładamy nim wysmarowaną formę do tarty. Pieczemy

20  minut w 200 stopniach C. Studzimy.
Robimy masę:
maliny mieszamy z kisielem

(w proszku!), układamy na cieście.
Ubijamy pianę z białek i cukru, delikatnie
łączymy z migdałami.
Układamy pianę na malinach. Pieczemy

20 minut w temp. 180 stopni C.
Ci, którzy mniej lubią kremy, znajda na Stradomiu perełkę krakowskiego cukiernictwa - paję malinową. Nazwa deseru wywodzi się po części od brytyjskiego słowa pie (placek z nadzieniem) - Starowiczów zainspirowały przepisy Mary Berry, znanej brytyjskiej pisarki kulinarnej, a po części od tytułu utworu Urszuli Dudziak "Papaya". Paja to rodzaj tarty: na kruchym cieście ułożona jest gruba warstwa malin przykryta migdałową pianą. Nieprzesadnie słodka, nawet lekko kwaskowata. Podobnie robione jest ciasto z wiśniami pod kokosem. Kruchy spód, dużo soczystych wiśni i cienka warstwa kokosowej pianki. No i właściwie człowiek nawet nie wie, kiedy, jak smok, pochłania cały słodki kawałek. Siedzę w cukierni i słyszę z sali: - Panie Starowicz, pan zanadto  rozpieszcza kobiety! - No cóż -' odpowiada cukiernik - taki zawód. I z szelmowskim uśmiechem nakłada klientce porcję orzechowego ciasta (bez mąki) z lekkim kawowym kremem. Kusiciel - myślę. Sama nie mogę się oprzeć proponowanym przez niego wypiekom. Jeszcze chwilę walczę ze sobą i wcinam ciastko królowej Bony. Na lody też tu wrócę. Mam słaby charakter.

Picture
Gazeta Krakowska, 15 kwietnia 2011
Testujemy mazurki. Mają być lekkie jak wiosenne chmurki
Z mazurkiem sprawa jest prosta. Jak bułka z masłem. Ma być cieniutki, na palec grubości, ciasto obowiązkowo kruche, przełożone orzechami, rodzynkami czy marcepanami. No i niemiłosiernie słodkie. Nasi eksperci zębów nie żałowali. Sprawdzali sumiennie, kto najlepiej piecze mazurka w Krakowie. - pisze Anna Górska

Zacznijmy od teorii. Ale proszę się nie zrażać. Przepis na tradycyjnego mazurka jest krótki jak letnia noc. W jednym, maksymalnie dwóch zdaniach zmieścimy się idąc za „Gospodynią Doskonałą", książką kucharską, która ukazała się w Poznaniu w 1889 r. A więc "Gospodyni" przekonuje, że ciasto na mazurka to wymieszane mąka, jajka, masło. Posypuje się go rodzynkami, orzechami, migdałami tłuczonymi lub kruszonką. Wkłada potem na blachę, wsuwa do pieca niezbyt gorącego. Kropka. Ciasto gotowe. Zapraszamy do degustacji.


Zasady naszego testowania nie zmieniają się już od lat. Eksperci dostają w ciemno mazurki. Nie wiedzą, z której cukierni pochodzą. Degustują, komentują, oceniają (od 1 do 5 punktów), a na koniec sumują oceny i przyznają miejsca.
Najpierw te smutne momenty, czyli dlaczego mazurek od Kameckich (ul. Starowiślna 46) zajął ostatnie miejsce.
Bo Mieczysław Czuma sie go bał. I to nie żart. Tyle kolorów i dekoracji na jednym malutkim mazurku. Może zostawimy go na testowanie tortów weselnych? Tam by na pewno wygrał — kręcli głową krakauer. Patrycja Durska może by i wybaczyła mu ten kiczowaty wygląd. Ale powidła tyle miał, że już innych smaków nie wyczuła. - Tak nie może być! Przesłodzony - powiedziała surowo aktorka. Ale że dziewczyna ma dobre serce, do zdjęcia pozowała właśnie z tym najbardziej kolorowym mazurkiem.„Warszawiak" od Bliklego (ul. św. Jana 12) dostał trzecie miejsce. Mamy nadzieję, że owa wysoka nota w Krakowie to dla nich wielki zaszczyt. Honor „warszawki" uratował Makino ze Zwierzyńca. Jako jedny nie wyczuł podstępu w tym kruchym cieście i dał mu piątkę! Ponoć Makino dzisiaj wykupi cały nakład „Krakowskiej", by żaden egzemplarz nie trafił w ręce kolegów, którzy mu tego nie wybaczą. — Słodziuuutki, naprawdę dobry był — zachwalał.

Ale mazurek od Bliklego naprawdę nie był najgorszy. Aczkolwiek zabrakło mu fantazji i polotu. Ciasto niby solidne, i kruchość miał taką jak należy i masy wystarczająco. — Ale i tak smakuje jak klops — skwitował Czuma. Pan Mieczysław na pewno podskórnie wyczuł warszawski „ nalot".
— Bardzo istotny jest dobór masy, której smak powinien harmonizować ze smakiem ciasta — przekonywał prof. Dźwigaj - A tu tego wszystkiego po prostu zabrakło.

Cichowscy (ul. Starowiślna 21) jakoś tak cicho dostali drugie miejsce od jurorów. Specjalnych zachwytów nie było, ale zgodnie stwierdzili, że całkiem dobry ten mazurek. Makino: Orzechy mogłyby być większe, bo mocno zmielone tracą swój smak.
Marysia Mazurek: — Proszę wnieść do protokołu, że poprzednie mi nie nie smakowały, i ten też niezbyt smakuje.
Patrycja Durska: — Kajmakowy smak tu dominuje. Niezły. Dźwigaj: — Masło sezamowe ze słoika czuję, ale może być. Tym razem panie surowiej oceniają niż panowie.
Starowiczowie (ul. Stradom 7) dziś mają święto.
Bo ich skromny, ale najbardziej gustowny i estetyczny mazurek, ze słodkim kurczaczkiem na wierzchu, wygrał. Nie było do niego żadnych zastrzeżeń. Dostał najlepsze noty ze wszystkich mazurków, chociaż nie najwyższe.
- Bo najwyższe dostają nasze żony, mamy, córki, siostry, które pieką dla nas — wyjaśniał Czuma. - Co prawda na początku mi nie smakował jak mazurek, ale na zasadzie kontrastu stwierdziłem, że jest najlepszy. No i czekoladę ma, a to najważniejsze — skwitował.
 
ZAJADALI I ZDECYDOWALI: TE SĄ NAJLEPSZE
Mazurek od Starowicza
Prawie jednogłośnie stwierdzono, że to najlepszy mazurek. Owszem, nie każdy mu wystawił „piątkę", ale jako jedyny spełnił kryteria „mazurka" i ma na koncie 19 punktów!

Mazurek od Cichowskich
Mocna „trója", ciasto dobre, ale mogłoby być lepsze, a prof. Dźwigaj wyczuł masło sezamowe. Dlatego tylko 16 punktów.

Mazurek od Bliklego
15 punktów i dobry smak, ale nie efektowny. Żadnych emocji nie wywołał u jurorów. Ale stwierdzili, że ma dużo niewykorzystanego potencjału. Czekają na poprawę.

Mazurek Kameckich
Mówimy wprost - kolorowa, zbyt kolorowa dekoracja odstraszyła wręcz naszych gości. Ale na jakieś wiejskie wesele nadaje się jak najbardziej. 12 punktów.
NASI EKSPERCI OCENIAJĄ MAZURKI
Patrycja Durska,
aktorka teatralna i filmowa, gra w Teatrze Ludowym
Piękna mądra, zdolna i na mazurkach też świetnie się zna. Wie, że dobry mazurek musi mieć kruche ciasto i dużo orzechów włoskich. No i słodkie niemiłosiernie musi być. Taki aż zęby bolą. "Piątki" nikomu nie dała, bo żaden nie dorównał temu, który robi teściowa. Jej jest bezkonkurencyjny!

 
Aleksander Kobyliński "Makino",
krakowski bard, lider zespołu "Andrusy"
Temu krakusowi z krwi i kości najbardziej smakował mazurek z cukierni ...warszawskiej. Jak Blikle zawładnął jego sercem? Nie mamy pojęcia. On i sam tego nie wie. Smakowało i tyle — tłumaczył się później. Ale to kolejne potwierdzenie tego,
że nasze testowanie jest najbardziej obiektywne na świecie.


Maria Mazurek, dziennikarz „Gazety Krakowskiej"
Dziewczyna z takim nazwiskiem nie może nie uczestnuczyć w degustacji mazurków. Zasłużyła sobie na tę przyjemność. Tylko sama nie przypuszczała, że tyle rozczarowań ją czeka. Zasmuciła się, bo nie smakował jej żaden. Stwierdziła, że najlepsze piecze jej mama. A kto, jak nie Mazurkowie, znają się najlepiej na mazurkach?

Prof. Czesław Dźwigaj,
król kurkowy, artysta rzeźbiarz
Tym razem nie wybrzydzał. Przyznał się, że za mazurkami nie przepada, aczkolwiek łasuch z niego wielki. Ale jest to najbardziej doświadczony nasz tester, ma profesjonalne podniebienie.
I oczywiście wie jak powinien smakować prawdziwy mazurek. „Starowicz" od razu był jego faworytem.

Mieczysław Czuma, krakauer
Ten to urnie intrygować społeczność. Do ostatniego kęsa nie zdradzał, które ciasto mu smakuje bardziej lub mniej. Uśmiechał się tajemniczo pod nosem, burczał coś, robił skurpulatnie notatki. A potem dopiero przemówił. I to jak! Korzystał nawet z pomocy naukowych — starych ksiąg kulinarnych. Bez dwóch zdań najlepiej przygotowany do testowania.


Nasi eksperci — znani artyści krakowscy, degustowali lody, gorąco dyskutowali, cmokali, zachwycali się i krytykowali, a potem oceniali. W skali od 0 do 5. Noty te potem dodaliśmy. Im większa liczba punktów, tym wyższe miejsce w rankingu. Co się okazało? Najlepsze lody w tym sezonie kręcą Stanisława i Andrzej Starowiczowie przy ul. Stradom 7.

Gdzie na lody? Sprawdziliśmy:
do Starowiczów. Niebo w gębie


Bakaliowe to takie, w których pełno orzechów. W borówkowych muszą być kawałki borówek. Dużo kawy w kawowych, a wanilii w waniliowych. Które najlepsze? Nasi eksperci już wybrali - pisze Anna Górska
Gazeta Krakowska, 16 lipca 2010,
najlepsze lody Starowicz
Picture
Odkryjmy karty od razu. Bo tego nie da się trzymać długo w tajemnicy.
Najlepsze lody w tym sezonie kręcą Stanisława i Andrzej Starowiczowie przy ul. Stradom 7. Ta malutka cukiernia, którą trudno dostrzec przy tej ruchliwej ulicy, skrywa prawdziwe smakowe skarby. Każdy krakowianin i turysta, który ich popróbował, dobrze już wie, że lody od Starowiczów to bajka. Zjesz gałkę, drugą, trzecią, ale czujesz, że wciąż za mało. Bo jak już trafisz na Stradom, zjeść trzeba co najmniej pięć. Kto nie wierzy i myśli, że zbyt zachwalamy Starowiczów, niech sam idzie i próbuje. Nasi eksperci polecają właśnie te i kropka.

Dlaczego? O tym później. Na razie zdradzamy zasady naszego testowania. Są proste. Eksperci - znani artyści krakowscy, którzy nie tylko na sztuce się znają, ale na lodach też, degustowali zimne desery, gorąco dyskutowali, cmokali, zachwycali się i krytykowali, a potem oceniali. W skali od o do 5. Noty te potem dodaliśmy. Im większa liczba punktów, tym wyższe miejsce w rankingu.

Wybraliśmy cztery najlepsze cukiernie wmieście: Stanisława Sargi ze Starowiślnej, Argasińskich z ul. św. Jana, Grycana z „Galerii Kazimierz" i Starowiczów ze Stradomia. Smaków też było cztery: waniliowe, bakaliowe, borówkowe i kawowe.
Degustatorzy oczywiście nie wiedzieli, co jedli, oceniali kolejne gałki w ciemno. Dopiero na końcu zdradziliśmy jurorom, na które cukiernie postawili i które lody smakowały im najbardziej.

Do jedzenia wcale nie trzeba ich było namawiać. Upał był ogromny, nie mniejsze emocje.
Jako pierwsze „wjechały" słynne lody od Stanisława Sargi ze Starowiślnej, po które ustawiają się najdłuższe kolejki w całym Krakowie. W zeszłorocznym rankingu właśnie one zdobyły pierwsze miejsce i największe brawa naszych ekspertów. Tym razem pudło.
Panie Staszku, tylko 64 punkty i drugie miejsce! Roztopiły się w dwie minuty. Ech, niestety to nie te lody co dawniej. - Zbyt wodniste, za dużo wody wlało się cukiernikowi - kręcił smutno głową prof. Czesław Dźwigaj. - Mało mleczne, a borówka zbyt słodka - krytykuje Jerzy Fedorowicz. Tylko Patrycja Durska była zadowolona. Spróbowała borówkowych od Sargi i zakochała się od pierwszej łyżeczki (choć na początku pojęcia nic miała, z której są cukierni) - Teraz to będzie mój ulubiony smak - mówiła aktorka.

Gdy na stole pojawił się „Grycan", jurorzy od razu wyczuli sztuczne aromaty. A nosa i podniebienia Durskiej nie da się oszukać. - Chemia w lodach zabroniona! - zaprotestowała. Rafał Dziwisz, który znalazł w nich duży orzech włoski, przyznał dodatkowy punki. Prof. Dźwigaj stwierdzi, że te desery są dobre, ale nie najlepsze. 63 punkty, co daje trzecie miejsce w rankingu.

A potem podaliśmy te najlepsze. - Bakalii w bakaliowych dużo, a waniliowe nie z proszku, tylko z prawdziwego mleka krowiego -  zachwalał aktor Dziwisz. Prof. Dźwigaj tak zajadał lody od Starowiczów, że nie miał czasu nic powiedzieć. Rzeźby z nich nie zrobił, ale za to wystawił najwyższe oceny. Podobnie jak wszyscy eksperci. Pierwsza pozycja w naszym rankingu.

„Argasińskich" podaliśmy na sam koniec. No i też znalazły się w samym ogonie rankingu. Bo czuć w nich było mleko w proszku, były zbyt słodkie, a bakalie w bakaliowych lodach tylko z lupą można znaleźć. Rok temu zajęli drugie miejsce w naszym rankingu, W tym „zjechali" aż na czwarte!

Uff, koniec testowania. Teraz wreszcie czas na lody. Gdzie idziemy? Każdy gdzie chce, ale my na Stradom.

ZAJADALI I ZDECYDOWALI: TE SA NAJLEPSZE

1. Lody od Starowicza
Eksperci cmokali i zachwycali się nimi najdłużej. Każdy po cichu marzył o dokładce. Komplementów nie szczędzili, a nawet mówili, że te lody to poezja smaku. 71 punktów!

2. Lody od Stanisława Sargi przy Starowiślnej
To było największe zaskoczenie dla wszystkich jurorów. Znane krakowskie lody dostały tylko 64 punkty. Bo w tym sezonie są zbyt wodniste.

3. Lody Grycan
63 punkty i mocna trzecia pozycja w naszym rankingu. Jurorom smakowały najbardziej owoce leśne. Ale krytyki też nie brakowało. Chemiczne dodatki i aromaty dość wyraziste.

4. Lody Argasińskich
Choć i są w ścisłym centrum miasta ale na kolana nie rzucają. Okazały się najsłabsze w rankingu, otrzymały od jurorów tylko 52 punkty. Muszą popracować nad smakiem.

Nasi eksperci oceniają lody

Aleksander Kobyliński „Makino",
krakowski bard, lider zespołu „Andrusy"
„Argasińscy" są w sercu najpiękniejszego miasta na świecie.
Nie mają prawa kręcić niedobrych lodów. Chłopaki do roboty!
Zróbcie w końcu takie, żebym poczuł niebo w gębie.
Na razie za wanilię jedynka,  za kawę czwórka.
Rafał Dziwisz,
grał na deskach Teatru Ludowego, od 2000 r.
- jest aktorem Teatru im. Juliusza Słowackiego
Bakaliowe z cukierni Starowiczów są najlepsze. Pełno
w nich orzechów. Najbardziej mi smakują i innym polecam. Solidną piątkę otrzymały też kawowe. Oczywiście od Starowiczów.
Prof. Czesław Dźwigaj,
król kurkowy, artysta rzeźbiarz
Tęsknię za lodami z dzieciństwa. Szukam tego smaku od lat
i nie mogę znaleźć. Może to sobie wyimaginowałem?
Nie wiem, ale właśnie dlatego żadne lody nie nie dostały
ode mnie piątki. Starowicz kręci najlepiej!
Jerzy Fedorowlcz,
aktor, reżyser, poeta, poseł
Najwyższe oceny uzyskały lody Starowiczów. W sumie ode
mnie mają aż 17 punktów! Dobra robota tych cukierników z ulicy Stradom. Ale borówkowe stanowczo za słodkie dla mnie.
Pójdę z wnuczkami, niech też przetestują.
Patrycja Dunka,
aktorka teatralna i filmowa, gra w Teatrze Ludowym
Najbardziej lubię bakaliowe i czekoladowe, owocowe mniej.
Zmieniłam jednak zdanie, gdy spróbowałam borówki
ze Starowiślnej. Zakochałam się i zasłużyły na piątkę:
Aplauz na stojąco.
Klara Mruk (6 l.)
Klara to prawdziwa dama ale nie wybrzydza. Wymagania
ma skromne. Nie potrzebuje żadnych orzechów w lodach,
czy innych rarytasów. Nie rozumie też, po co ludziom
tyle smaków, skoro najlepsze na świecie i tak są waniliowe.
Bez względu w jakiej lodziarni są kręcone.
Aniela Mruk (3 l.)
Ta słodka blondynka odstawiła wszystkie smaki po kolei - borówki, bakalie, kawę. Poprosiła dla siebie o specjalny zestaw.
Prosi i ma. Dostała same gałki waniliowe. Dzieci chyba
tak już mają, że jeśli jedzą lody, to tylko waniliowe.
Zdradziła, że bardzo jej smakują i jadla dalej. Na rozmowy
nie miała czasu.

rodzina Starowiczów
Magazyn Rodzinny I Polska Gazeta Krakowska I 20 lutego 2010
Przy stole cementują rodzinne więzi
Grażyna i Andrzej Starowiczowie na prywatny, rodzinny użytek mają inne imiona: Jola i Wojtek. Razem prowadzą cukiernię przy ul. Stradom 7 w Krakowie, którą przejęli po rodzicach Andrzeja. Marzą o tym, by któreś z ich dzieci kontynuowało rodzinny biznes, ale na razie córka poświęciła się nauce, a syn założył własną firmę — mówią Barbarze Sobańskiej
.

Grażyna Starowicz
Andrzej jest wulkanem energii. Nie znosi bezczynnego siedzenia! Dlatego nie można się z nim nudzić.

Jesteśmy razem 24 godziny na dobę - w domu i w pracy. Znajomi się dziwią, jak to wytrzymujemy, ale my dajemy radę. Nawet na urlopy jeździmy razem. Tylko jeden spędziliśmy osobno. Córka była na stypendium w Neapolu i mieliśmy jechać wszyscy razem na wakacje na Sycylię. Ale akurat podniesiono nam czynsz i nie mogliśmy zamknąć cukierni nawet na dwa tygodnie, bo to mogłoby się zakończyć upadkiem firmy.

Tradycją w naszym domu są rodzinne obiady. Dopóki żyli rodzice Andrzeja, wspólny obiad był codziennie. Teraz spotykamy się przy stole w każdą niedzielę. Stół scala i łączy rodzinę. Dowiadujemy się, co u kogo słychać, co się dzieje. Córka Kasia ma własną rodzinę - męża i dwuletniego synka. Syn Wojtek też ma swoje życie, własne problemy. Na te niedzielne obiady przychodzą też moja mama, siostra męża i nasz daleki niepełnosprawny krewny, który nie ma nikogo bliskiego poza nami.

Dla mnie obiad na 10 osób to normalka. Gotuję ja. Mąż do kuchni się nie wtrąca. Mamy ścisły podział obowiązków, w myśl zasady, że dwuwładza nie jest dobra. W domu prym wiodę ja, a w pracowni władzę niepodzielną dzierży mąż.
Obiad zaczynam przyrządzać w sobotę, a w niedzielę nieco wcześniej przychodzą moja mama i córka i pomagają dokończyć dzieła. Wcześniej w naszej kuchni królowały mięsa - kotlety de volaille czy eskalopki. Teraz jemy lżejsze potrawy, mniej kaloryczne. Ale gdy ktoś ma jakąś kulinarną zachciankę, spełniam ją z przyjemnością. Ostatnio mamę wzięło na najzwyklejsze w świecie kotlety z kapustą zasmażaną. Proszę bardzo!

Desery zawsze przynosimy z cukierni. Mamy taką zasadę, której nauczyli nas rodzice Andrzeja, że najładniejsze kawałki dostają klienci, a my zadowalamy się tymi uszkodzonymi. Nie robimy w domu żadnych ekstradeserów, bo te z cukierni są przepyszne.
Receptury Andrzej sam wymyśla. Ma do tego prawdziwy talent. Beza z kawą powstała na bazie tortu, który był zawsze specjalnością jego siostry. Wszyscy zachwycaliśmy się jego smakiem, ale niestety w wersji oryginalnej nie nadawał się do sprzedaży. Andrzej myślał, kombinował i ułożył składniki jeden na drugim. Ciastko okazało się hitem. Niby żaden rarytas, pro- ste wykonaniu, a ludziom tak smakuje... Mamy takiego klienta, który codziennie przyjeżdża samochodem po jedną bezę z kawą. Andrzej zaproponował mu, żeby kupił dwie i oszczędził drogi. Powiedział, że nie, bo gdyby kupił dwie, obie by zjadł. A chce poprzestać na jednej.

Ciastko „Dzwon Zygmunta" ma jeszcze ciekawszą historię. Dowodzi polotu i ambicji Andrzeja. Pewnej niedzieli przyszedł do cukierni klient i zaczął narzekać, że warszawscy cukiernicy ciągle coś nowego wymyślają, choćby ciastko „Kolumna Zygmunta", a w Krakowie twórczy marazm. Andrzej kazał mu chwilę poczekać i na jego oczach stworzył ciastko. Wziął dwiebezy, złożył, posmarował kremem, zanurzył wbitej śmietanie i posypał wiórkami migdałowymi - proszę bardzo. Potem udoskonalił ten przepis z pracownikami i dziś sprzedajemy ciastko pod nazwą „Dzwon Zygmunta".

Ciastko „Bona" to znowu beza na cieście ptysiowym z lekkim kremem waniliowymi - jak Andrzej żartobliwie mówi: dookoła „ogórki", czyli kiwi, a od góry „włoszczyzna" - w lecie maliny i jagody, a zimą winogrona i brzoskwinie. Te pomysły wszyscy testujemy. Nie jestem ostrym krytykiem. Wyroby męża zawsze mi smakują!

Andrzej Starowicz
Małżeństwem jesteśmy od 15 maja 1976 r. To były niezapomniane juwenalia...
Poznaliśmy się trzy lata wcześniej, jeszcze w liceum. ja chodziłem do pijarów, żona do „13" i spotkaliśmy się na jakiejś prywatce. Po trzech latach znajomości wzięliśmy ślub. Mieliśmy po 21 lat. Jeszcze studiowałem, ale nie sfinalizowałem sprawy, bo na świecie pojawiła się córka Kasia, a w 1980 ro musiałem przejąć rodzinny interes - pracownię cukierniczą, co oczywiście zawsze zamierzałem zrobić.

Wesele mieliśmy w kasynie wojskowym przy Zyblikiewicza. Były tam duże sale, a że rodzinę mamy znaczną, nadały się idealnie. Na naszym weselu poznali się mój przyjaciel i żony przyjaciółka ze szkoły. To była miłość od pierwszego wejrzenia, która trwa do dziś.
W latach 80. w „okresie kartkowym" nie było z czego robić ciast. Mieliśmy mąkę, ale cukier był ostro reglamentowany. Robiliśmy więc dużo ciastek, ale mało słodkich i nietłustych. Tak zostało do dziś. Wtedy z konieczności, teraz z wyboru.

Żona jest bardzo gospodarna. Dom to jej królestwo. Z kolei w firmie Grażyna zajmuje się pracą administracyjno-biurową, a w pieczenie ciast raczej się nie wtrąca.
Kocha kwiaty i ma do nich rękę. Latem nasze cztery balkony rozkwitają pelargoniami. Pierwsze sadzonki przywieźli moi rodzice z Austrii. Zobaczyli, jak pięknie wyglądają ukwiecone domy, zatrzymali się przy którymś z nich i dostali od gospodarzy kilka szczepek. Żona kontynuuje tę rodzinną tradycję.
Jesteśmy bardzo rodzinni. Cały sezon letni spędzamy za Krakowem, gdzie razem z siostrą mam działkę, którą ojciec nazwał „ranczem". Tam niedzielne obiady przyrządza moja siostra.

Przyznam, że żonę usportowiłem. Nie bardzo umiała pływać. Wziąłem ją więc do Chorwacji, gdzie woda jest tak zasolona, że łatwo się nauczyć.
Potem zabrałem ją na jacht. Kolega plywa namiętnie, zaprosił nas. Pojechaliśmy, choć żona nie bardzo czuła wodę. Płyniemy na przechyle, nagle patrzę, a ona zadowolona balastuje bez żadnego wspomagania! Mimo grozy wody. Raz przeżyliśmy nawet tzw. wybudowanie się fali. Dla szczura lądowego to wielkie przeżycie. Płyniemy i nagle kolega krzyknął: „Nie odwracajcie się!", więc oczywiście natychmiast spojrzeliśmy za siebie, a za nami, nad masztem, zawijająca się ściana wody.

Przekonałem ją też do nart. Dziś nawet woli ten zimowy urlop od letniego. Szusuje, jak się patrzy. Od kilkunastu lat jeździmy na narty dużą, kilkunastoosobową grupą przyjaciół.

Syn Wojtek kończy studia i zajmuje się organizacją imprez reklamowych, ale mam nadzieję, że w przyszłości przejmie rodzinny biznes. Przy ważniejszych wydarzeniach cukierniczych, jak święta czy tłusty czwartek, chętnie pomaga. Przychodzi też do cukierni w niedziele. Na córkę Kasię nie mam co w tym względzie liczyć, bo robi karierę naukową. Skończyła biotechnologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a doktorat na uniwersytecie w Utrechcie w Holandii. Teraz pracuje w PAN i rozpoczęła habilitację. Zajmuje się przeciwdziałaniem bólowi.

Ciężar rodzinnego biznesu spoczywa zatem na Wojtku. Choć przykład profesora Bliklego pokazuje, że tytuły naukowe nie przeszkadzają w kontynuowaniu tradycji rodzinnych. Może w przyszłości rodzinny biznes weźmie w swoje ręce nasz dwuletni wnuk Julek, syn Kasi? Jest absolutnie naj. Najpiękniejszy, najmądrzejszy. Rozpuszczamy go bez żadnych skrupułów, jak na porządnych dziadków przystało.

Historia Firmy | Napisali o nas | Galeria Produktów | Oferta Weselna | Kontakt i zamówienia | Oferty Pracy
strona stworzona przez TravelSEO
Powered by Create your own unique website with customizable templates.



Cukierna Starowicz Kraków. Najlepsze miejsce na skosztowanie pysznych ciast i ciastek, naturalnych lodów. Łatwo do nas trafić, Cukiernia znajduje się na krakowskim Kazimierzu, nieopodal Muzeum Inżynierii Miejskiej z jednej a Galerią Kazimierz z drugiej strony. Realizujemy najbardziej wyszukane zamówienia na torty o wszelkich formach i smakach, dostarczamy nasze wyroby na przyjęcia, spotkania, wesela...